Dotarłem wczoraj o 00:30 do domu (a wyjechałem ok 14...) ale warto było! Już dawno nie miałem tak intensywnego dnia jak ta sobota
Wejście na górę Żar na nóżkach (nigdy więcej...), a na górze zimne piwko (które jeszcze nigdy nie smakowało tak dobrze). A 2h później wojna! Na kulki z farbą wprawdzie, ale był pot, krew (w mikroskopijnych ilościach, ale zawsze) i błoto.
Mieliśmy to szczęście, że graliśmy z inną drużyną (bodajże 7vs8) i było to piękne
Co do paintballa, można by to opisać na conajmniej trzy sposoby.
1. Poziom taktyczny, jak to nasza zgrana drużyna idealnie wykonywała zaplanowane działania, oskrzydlała wroga i wciągała go w zasadzki (ale takie bajki to tylko Mario może pisać, bo on stał za siatką i w przeciwieństwie do nas wiedział co się dzieje na polu walki).
2. Można opisać z poziomu pojedynczego żołdaka, acz bohatera (bo wiadomo że byliśmy wszyscy zajebiści), jak to heady sprzedawaliśmy, na drzewa powłaziliśmy, a drużyna przeciwna nie wiedziała skąd strzelamy.
3. Można tez napisać jak było naprawdę ;] Czyli przed upływem minuty od startu rundy szybka naocznych ochraniaczy była zaparowana, dzięki czemu widoczność była.... no, jakaś tam była, słyszalność była dużo lepsza. Na początku każdy był delikutaśny - w kucki, jak coś to na czworakach, no ogólnie to w błoto się nie będę kładł przecież. Ale jak pierwsze kulki śmignęły nad głową, to nagle się okazało że miejsce leżące w błocie jest bardzo wygodne (tylko jak ten czituch mnie widział jak byłem za drzewem?!).
Bohaterem wieczoru był Wodzu, który podczas ataku na bunkier (złożony ze starych opon, ale przez zaparowaną szybkę, będąc pod ostrzałem, widziałem tam żelbetonowy blok z otworami strzelniczymi) wpadł im do środka i poddał 4 przeciwników! Za to za najtwardszego zawodnika uznaję Orła Juniora, który na komendę 'Poddaj się!' odwrócił się i zastrzelił oprawcę!
A wracając do gry na słuch, tutaj jest to samo co w grze - KNT i Paszka strzelali się z kimś, ja przeleciałem za ich plecami, zaszedłem strzelającą z okopu SSmankę i ją poddałem - to był dopiero teamwork!
Paintball to jak się okazało olbrzymie emocje, kupa śmiechu i olbrzymie emocje, polecamy gorąco (szczególnie Paszka, który zamiast nowych wędek inwestuje w zestaw do niesienia farbowanej śmierci).
Co do samego zlotu, to było w pyte, a najbarwniejszą postacią był imo Hagal, ze swoimi 'Oi!', 'Nienawidzę cię, ale cie kocham', lizaniem mnie po twarzy (bue...) i innymi takimi.
Dzięki Wodzu za organizację w takim świetnym miejscu, dzięki Jahor za dostarczenie mnie na miejsce, dzięki Mario za transport powrotny, dzieki Dominisi za zabawianie mnie rozmową w tej drodze, dzięki PKP za 3h czekania i jazdę po ciemaku w nieoświetlonym przedziale (musiałem sobie telefonem świecić żeby książkę czytać...), dzięki KNT że mogłem spokojnie spać, dzięki Paszka że nie mogłem się wyspać, dzięki Orzeł że wszystkich bronisz (a i tak kończy się tym że mi jedziesz
), dzięki Orzeł Junior że mnie nie zastrzeliłeś jak powiedziałem 'swój', dzięki QQ za dyskursy fizjologiczne o popicie i zdejmowaniu Rki.
Do zastrzelenia za rok (a oby wcześniej)